ŚRÓDZIEMNOMORSCY KRÓLOWIE WYSP
Chorwacja jest ponad pięciokrotnie mniejsza od Polski jednak, jak na tak mały kraj, ma niezwykle wiele do zaoferowania. Wybierając wakacje w tym rejonie, zdałam się na kompletny przypadek lecz powrót tam w kolejnych latach przypadkiem już nie będzie.
Wieloletnie walki o niepodległość, ścieranie się różnych nacji czy brutalność wojen i ataków powoduje, że automatycznie identyfikuje się z tym narodem. Chyba my, Polacy, mamy wrodzone poczucie patriotyzmu ściśle związane z wielopokoleniowym cierpieniem – może to i dobrze bo dzięki temu jesteśmy na wieki zjednoczeni tym poczuciem. W Chorwacji odczuwa się ten sam powiew patriotyzmu.
Hotel w Puli
Ciągnięta niczym pies myśliwski zapachem nowej ziemi, wjechałam do kraju Ilyrów z niezwykłym zapałem. Jak napalony turysta z aparatem na szyi, z namiotem za pazuchą obrałam pierwszy cel – Istria. Półwysep to łagodne pagórki delikatnie schodzące do morza. Kamieniste plaże odstraszały przyzwyczajonych do piasków Bałtyku jednak okazało się, że całkowicie niepotrzebnie. Otoczaki układają się pod skóra delikatnie ją masując i wystarczy ręcznik aby wylegiwać się na plaży. Mieszkańcy spędzają na nich całe dnie, śpiąc i czytając, czasami zapominając nawet o ręczniku. Głównym moim celem była Pula – „stolica” Istrii (administracyjną jest Pazin jednak najbardziej liczy się 60-tysięczna Pula). Miasto, choć niewielkie, obfituje w niezwykłe budowle. Śródziemnomorską architekturę parterowych domków z czerwonymi daszkami przeplatają zabytki z czasów Średniowiecza – rzymski amfiteatr, Świątynia Augusta, Łuk Sergiusza czy Brama Herkulesa. Niegdyś miasto otaczał potężny mur obronny a do centrum prowadziło 10 bram. W XIX wieku mur rozebrano i pozostały tylko jego fragmenty porozsypywane w około starówki. Za czasów rzymskich Pula była ważnym ośrodkiem administracyjnym, z którego zarządzano Istrią dlatego chciano aby miasto było reprezentacyjne. Na wzgórzu wzniesiona została twierdza – kastel, królująca nad otoczeniem z pięknym widokiem na morze i port. W porcie na sztucznej wyspie zbudowano stocznie – pierwszy raz widziałam wolnospływające stocznie. W muzeum znajdującym się w centrum twierdzy można było podziwiać historię i sprzęt z okrętu, który w czasie wojny został z wielką pompą zbudowany, pięknie wyposażony, zwodowany…. a następnie już pierwszego dnia zatopiony przez sprytnych Włochów. Połączenie nieziemsko niebieskiej wody, palm, niskiej zabudowy i przeplatających się ostoi czasów antycznych bardzo przypadła mi do gustu.
rzymski amfiteatr w Puli
Po przespaniu paru nocy na niezwykle twardym i kamienistym podłożu ruszyłam na podbój Kvarneru, gdzie na granicy z Istrią – w mieście Ucka widać jak na dłoni prawie całą zatokę Rijecką. Wjeżdżając na te tereny dopiero poczułam, że jestem na wakacjach. Podążając w górę i ciągle w górę poczułam się jak w Norwegii – jednak z trochę cieplejszym klimatem. Wysokie wzgórza, strome skarpy, wyrastające z morza wyspy widoczne z brzegu oraz liczne nieduże miasteczka o urzekającej architekturze. Mój aparat już w aucie nie pozostał w spoczynku. Gdyby nie fakt, że moja niezdarna ręka mogłaby go wyrzucić przez okno pewnie zrobiłabym z tysiąc zdjęć – na szczęście zamknęłam się w niecałych 400-stu. Zatrzymaliśmy się w Icici przy Opatii aby móc zwiedzać całą Riwierę Opatijską. Nawet betonowe plaże ( o ile można to nazwać plażami) nie sprawiły, że mniej czułam się jak w bajce. Dominowała niska zabudowa, spływająca ze wzgórz do morza aby przy głównej ulicy przekształcić się w przepiękne wille i hotele cudnie łączące secesje z klasycyzmem. Motywy roślinne często używane na okuciach balkonów czy ozdobnych płaskorzeźbach przeplatały się z masywnymi gzymsami, kolumnami i boniowaniem. Elewacje budynków pozostawały w odcieniach jasnych, żółtym lub piaskowym i ciemno piaskowym. Wszędzie okna zacieniały okiennice często intensywnie zielone czy pomarańczowe o konstrukcji uchylanej od dołu. Budynki przy promenadach były niezwykle zdobione aby im głębiej w góry ustępować prostocie. Nie brakuje także nowoczesnej architektury, która jednak wyraźnie nawiązuje do używanych wcześniej materiałów oraz szanującej istniejącą zabudowę. Całość tworzy prawdziwą riwierę, której deptak łączy wszystkie pobliskie miasta, tworząc wspaniały bulwar spacerowy ciągnący się przez wiele kilometrów.
willa w Icici przy Riwierze Opatijskiej
widok świateł Rijeki z miasteczka Icici
Na jednodniowy wypad zasłużyła także Rijeka – trzecie co do wielkości miasto w Chorwacji (po Splicie i Zagrzebiu), której światła miasta oświetlały nam wybrzeże w nocy. Tam, po raz pierwszy zauważyłam wieżowce, które niezaprzeczalnie szpecą okolicę, wybijając się na wzgórzach niczym nieudany eksperyment. Przy zachodzie słońce ich zarysy jednak bronią się niczym ciemne pale wystające z góry na tle morza. Największy port w kraju narzuca miastu kształt i funkcję. W 1750 roku zniszczyło miasto trzęsienie ziemi, po którym odbudowano je już w obecnej formie. Centrum skupia się w około Korzo – deptaku, który wyznaczono na miejscu murów miejskich zniszczonych podczas trzęsienia. Przy nim są najdroższe sklepy i, jak dla mnie, najpiękniejsze budowle. Ratusz, liczne kamienice czy Brama Miejska. Warto wspiąć się na zamek Frankopatów – Trsat, szczytujący nad miastem oraz klasztor i kościół Franciszkanów. Tonące w zieleni wzgórze jest miejscem odpoczynku dla mieszkańców i turystów i wspaniałym punktem widokowym. Twierdza złożona z czterech wieży połączonych murem jest dostępna dla turystów. Trafiliśmy akurat na sobotę i liczne pary młode robiące sobie sesje ślubne na zamku. Dwa kamienne bazyliszki próbują odstraszać odwiedzających jednak nie straszne nam oraz młodym małżonkom były takie stwory.
W Rijece można było zobaczyć świetne połączenie starego i nowego budownictwa. Spędzanie czasu w mieście sprawiała mi niezwykłą przyjemność i pomimo portowego charakteru było bardzo przyjazne dla turystów.
Rijeka – nowoczesny budynek „przyklejony” do zabytkowej kamienicy
nowa kaplica w Rijece
Opuszczałam Chorwację ze smutkiem i świadomością, że wiele rejonów zostało jeszcze przeze mnie nie odkrytych. Ludzie byli niezwykle mili i uprzejmi a Polaków można było spotkać na każdym kroku opowiadających nam swoje przeżycia z Chorwacji i innych podróży. Pomału, miasto za miastem, krainę za krainą chcę nadal odkrywać Chorwację bo kraj trufli i małży oraz wspaniałego wina zaprasza widokami, klimatem i niezwykłymi ludźmi.