DZIEN BEZ TELEFONU
Nowy fonik, nowa zabawka, nowe możliwości. Uwielbiam nowe gadżety i kiedy zabieram się za nie wychodzi niestety mój syndrom blondynki. Przeprowadzka, wyładowany fon i trzy nieudane próby wpisania nie zapamiętanego PIN-u zakończyły się totalną porażką i pierwszym od dobrych 15 lat przymusem spędzenia jednego, calusieńkiego dnia bez telefonu.
Strach, panika, niedowierzanie.
Przywlokłam się do pracy pełna obaw przed nadchodzącym dniem. Nie sprawdzę poczty. Nie sprawdzę Facebooka czy Twittera. Swoją drogą nie rozumiem fenomenu tego portalu. Co ja mam tam opisywać? „Właśnie zjadłam kanapkę z szynką. Była smaczna.” czy „Mój kot liże się między nogami. Jaki on wygimnastykowany. Lol. OMG.??!!”. O co w tym wszystkim chodzi?
Nie sprawdzę smsów, żadnego także nie napiszę. Nie odbiorę ważnych rozmów. A co jak stanie się coś ważnego i nie mam jak zadzwonić do chłopaka, przyjaciółki, rodziny. Np. złapię porannego dołka czy popołudniową euforię. Komu ja o tym opowiem? Jak obwieszczę światu tą jakże ważną nowinę? Jak zrobię zakupy świątecznie??
Nie zdajemy sobie sprawy jak jesteśmy uzależnieni od elektroniki. Jak całe nasze życie obraca się w około skrzynki mejlowej, rozmów telefonicznych, zakupów on-line. A co gdyby na całym świecie zabrakło nagle internetu? Chyba w moich przemyśleniach poszłam za daleko. Myśl przeraża na wstępie – co z moją kasą? Chyba już nikt nie trzyma pieniędzy w skarpecie. A coś czuję, że tam byłyby dużo bezpieczniejsze.
Siedziałam w pracy w błogiej niewiedzy. Oczywiście pseudo błogiej bo wierciłam się jak głupia, próbując wymyślić rewolucyjną metodę obejścia kodu PUK. Może jestem wybitną jednostką, która zyska sławę wymyślając taki sposób. Byłam jak sinusoida. Co sekundę pukałam się w głowę wmawiając sobie, że przecież świat się nie załamie jak jeden dzień Karolina Wójtowicz nie będzie w kontakcie ze światem zewnętrznym. W drugiej moja walnięta świadomość podsuwała mi coraz koszmarniejsze scenariusze.
A jak mój chłopak miał wypadek? Leży gdzieś na pewno w rowie i ostatnim tchem i mocą wybiera mój numer, żebym mogła przylecieć mu na ratunek i natrafia na automatyczną sekretarkę a następnie kona …
Na pewno właśnie dziś zadzwonią z biura projektów w Nowym Jorku chcąc zaprosić do współpracy mnie! Niczym Ted Mosby wybuduje tam swój wieżowiec i zostanę najmłodszym architektem, który takowy zaprojektował. Ale nie. Nie mam telefonu a drugi raz nie zadzwonią.
Wszystkie prezenty świątecznie zamówione on-line nagle wymagają potwierdzenia linku do zamówienia i jeśli ich dziś nie kliknę to nie przyjdą na czas a połowa rodziny będzie mną rozczarowana do końca życia…
A co jeśli tajfun przejdzie tylko nad moim domem rodzinnym i zwieje go z powierzchni Ziemi a dowiem się o tym, stając przed nim z kluczami, postawiona przed faktem dokonanym czyli całkowitymi zgliszczami…
Pewnie swoją droga już zbliża się meteoryt do naszej planety i jak nie włączę przeglądarki w ciągu dnia to się o tym nie dowiem..BO PRZECIEŻ NIKT MNIE NIE POWIADOMI PRZEZ TELEFON!!
Zawsze ogłaszam wszem i wobec, że jestem niepoprawną optymistką. Bronię tego stanowiska jak lwica. Dużo się uśmiecham i rzucam często głupie teksty aby rozluźnić atmosferę. A tu klops. Jeden dzień i co? Pogrzebałam wszystkich mi bliskich oraz cały świat. Przez co? Przez głupią komórkę.
Świat cały. Dom cały. Chłopak cały. Zero wiadomości po powrocie… Ach ta rzeczywistość.
Ha! O takie poczucie humoru Cię nie podejrzewałem, ubawiłem się znakomicie. A ostatnie zdanie to po prostu majstersztyk
A prawdopodobnie nie stałoby się nic.
Komentarz do całej sytuacji chyba zbędny, ot po prostu takie czasy mamy, że telefon to przedłużenie ręki i żyć bez niego nie sposób. Ja ostatnimi czasy mam ochotę swój rozpieprzyć młotkiem ale jak pomyślę ile rzeczy może się stać a ja się o tym nie dowiem to strach mnie ogarnia
Ten dzien byl proba mojego charakteru nie ma co:))
Fajny wpis. Może teraz nowe wyzwanie – tydzień bez telefonu i netu? Ciężko mi to sobie wyobrazić, ale chętnie bym spróbował 😉
Tomku chyba tego bym nie przeżyła chociaż jakiś koleś wytrzymał rok bez internetu. Szacun.